sobota, 8 września 2018

Słowa, słowa...

Prolog. Teraźniejszość

Siedziała przy parapecie. Deszcz bębnił o szybę, zostawiając na niej swój ślad, który przypominał łzy. Takie same jak te, które leciały jej z oczu. Cierpiała. O rozstaniu dowiedziała się czytając między wierszami. Nie było łatwo. Od samego początku miała wrażenie, że on albo sobie z niej żartuje, albo jest to coś tak nierzeczywistego, że aż prawdziwego. Przekonał ją, że wystarczy tylko w to uwierzyć, żeby było rzeczywistością. Uwierzyła, ale rzeczywistość sobie z niej zakpiła. Jak zwykle zresztą. Po raz kolejny miała wrażenie, że ma dziurę w sercu. I po raz kolejny musiała się pozbierać. Wyjrzała za okno. Jakaś para szła przytulona pod parasolem. Oczyma wyobraźni dodała im twarze. Sprawiło to, że potok łez przybrał jeszcze bardziej na sile. Pociągnęła nosem, wzięła długopis do ręki i zaczęła pisać. Cztery listy, o których wiedziała jedno: on nigdy żadnego z nich nie przeczyta. nie po tym wszystkim...

1. Koniec. Rozpacz

"Drogi" K.
Pisze do Ciebie, bo chyba inaczej nie będę mogła Ci tego wszystkiego wygarnąć. Nie wiem, co właściwie się stało. Nagle, jak gdyby nigdy nic zamilkłeś. Ani telefonu, ani maila, a w komunikatorze tylko formy formalne. Zupełnie jakby te słowa, którymi mnie karmiłeś przez ten cały czas nie istniały. Jakby nas nigdy nie było. Tak, już teraz wiem, ze się zabawiłeś moim kosztem. Czy Ty nie zdajesz sobie sprawy, co właściwie mi zrobiłeś? Ty się teraz pewnie śmiejesz z moich zwierzeń, z tego jak serio do tego podeszłam. Ja jednak jestem człowiekiem, nie lalką. Nie zabawką, którą można odłożyć na półkę, kiedy już się nią znudzisz. Mam uczucia, które zraniłeś. Mnie zraniłeś niemal fizycznie. Mam ochotę wyć, bo takie coś zdarza mi się nie po raz pierwszy. Nie wiem, co teraz zrobię, ale... Tak, wiem. muszę zacisnąć zęby i żyć dalej. Mogę Ci jednak obiecać, że nigdy nie zapomnę, zwłaszcza końca.
Nie pozdrawiam. I.

2. Początek. Nadzieja

Mój kochany K.
Milczysz. Nie wiem jak długo to jeszcze potrwa, ale wiedz, że czekam na odpowiedź. Ciągle mam nadzieję, że spełnisz swoje obietnice. Tak bardzo na to czekam. Trochę martwię się tym, czy o mnie nie zapomniałeś. Ostatnio mnie ostentacyjnie ignorujesz, ale obiecałam sobie, ze dam Ci czas. Nie będę Cie poganiać ani zmuszać do niczego, bo wiem, że to trudna decyzja. Wiem, że jak sobie to wszystko poukładasz, to się do mnie odezwiesz. Czekam więc dalej. Pamiętaj, że myślę o Tobie przez cały czas.
Kochająca I.

3. Początek końca. Rezygnacja.

K.
W sumie nie powinnam już nic pisać, ale... Nie tak to powinno się skończyć. Nie w ten sposób, bo na dobra sprawę nie wiem czy to koniec, czy nie. Jednak po tym, jak mnie traktujesz, chyba muszę przestać czekać na cokolwiek z Twojej strony. Nie mogę tak dalej egzystować. Musze mieć jasność, czy mam czekać, czy zacząć się z Ciebie leczyć. Wiem, że i tak nie odpowiesz na to pytanie. Mam tylko nadzieję, że nie sprawdzą się moje przypuszczenia. W końcu lepszy wakacyjny flirt (jakkolwiek by nie był angażujący) niż zabawa czyimś kosztem dla własnej uciechy. Cóż, jakoś musimy dojść do ładu z dalszymi stosunkami (bez podtekstów) miedzy nami i iść dalej. Może jeszcze nam się poszczęści kiedyś...
Tymczasem pozdrawiam, I.

4. W naszym końcu nasz początek. Marzenie

K.
Może uznasz to za nadużycie z mojej strony, tudzież narzucanie się, ale muszę to napisać. Znowu mi się śniłeś. Jak każdej nocy od ponad miesiąca. To chyba musi coś znaczyć. Wiesz, chciałabym, żeby ten sen stal się rzeczywistością. Wiem, że może to być już nieaktualne, bo milczysz nieznośnie i traktujesz mnie jak powietrze, ale mam nadzieje, że mamy jeszcze jakąś szansę. Że to, co mi się śni będzie naprawdę, że kiedyś obudzę się wtulona w Ciebie, a nie w poduszkę. Powiedz mi, czy ty też o tym marzysz?Jeżeli tak, to będę najszczęśliwszą osobą na świecie, natomiast jeżeli nie, to zakomunikuj mi to wprost. Nieważne jak. Tylko nie milcz, bo milczenie mnie dobija. 
Czekam, I.

Epilog. Oczyszczenie

Przestało padać. Para spod parasola śmiejąc się poszła dalej. Otarła łzy, wzięła cztery złożone kartki i wyszła z domu. Poszła nad pobliskie jezioro. Wiatr wiał mocno w jej plecy. W końcu stanęła nad brzegiem. Zaczęła drzeć na strzępy cztery niewysłane listy. Musiała mieć pewność, że jakimś cudem nie trafią do ich adresata. Kiedy porwał je wiatr odczuła ulgę. Wiedziała, że szybko nie dojdzie do ładu ze sobą. Że wystarczy słowo lub gest z jego strony. Teraz jednak po raz pierwszy nie myślała. Opuściła głowę i ruszyła w drogę powrotną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz